Raz mandaryn Win-to-graj rzekł do swej małżonki.
— Dziś wieczór idę czytać księgi Konfucjusza, więc zjedz sama wieczorem ryż i ziół korzonki i myszkę, której samo wspomnienie mnie wzrusza — i wybacz luba Fi-lis, że losów przewrotność skazuje cię na smutną bezemnie samotność.
Fi-lis otarła oczki figlarne i skośne, Win-to-graj ku pagodzie skierował swe kroki — a tom, myślał, oszukał to babsko nieznośne.
Z uciechy coraz żwawsze wyprawiał podskoki, aż przyszedł do pałacu, gdzie moc różnych gości, paliła opium w fajkach, grając przytem w kości.
Fi-lis czekała tylko jak Win-to-graj wyjdzie i zaraz do służebnej tak rzekła kobiety.
— Pójdź Lao, daj mu poznać, niech tu zaraz przyjdzie.
Wkrótce słuchała pieśni młodego poety, w której tyle się czarów mieściło i mocy, że poiła się niemi do samej północy.
Nad ranem, gdy Win-to-graj wszedł