szłam z tych męczarni jako czysty i biały papier na gazetę.
— Ach, madame, rzekłam do leżącej obok bibuły — przyszły los mnie zastrasza...
— Per chè? odrzekła śpiewnie ta, co była niegdyś pończochą Adeliny Patti.
— Podobno gazety bywają czasami rozrywane...
— O! senza paura, signora, rozrywają je wówczas, gdy zawierają coś mądrego, ale to bardzo rzadko się zdarza.
Uspokojona trochę, pojechałam w pace do Warszawy, gdzie jakiś zasmolony obywatel położył mnie na maszynie.
Sądziłam, że to sam redaktor... lecz nie — to był maszynista.
Kocioł parowy sapał, chłopcy bili się po łbach dla zabicia czasu, a maszynista przykręcał jakieś śruby... poczem zawołał:
— Jazda!
Zanim miałam czas krzyknąć z bólu, już byłam zadrukowaną i leżałam pod ciężarem towarzyszek sypiących się z maszyny jak z worka.
Przeniesiono mnie do ekspedycyi.
Tu zaczęłam rozmyślać nad tem dokąd pójdę? Czy będę w gabinecie jakiej krajo-
Strona:Klemens Junosza - Drobiazgi.djvu/59
Ta strona została uwierzytelniona.
61