Oczy jego stawały się coraz czerwieńsze, twarz wydłużała się w sposób arcykomiczny.
— Ha! dobrze, działanie trucizny się zaczyna!..
Hortensya przemówiła do niego, on w odpowiedzi, ziewnął po szlachecku, szeroko, głośno i przeciągle... Zdawało się, że w otwarte usta wciągnie fortepian, grającą na nim ciotkę i ze cztery panny w powiewnych tarlatanach.
Obrażona Hortensya wstała i zaczęła obrywać jakiś kwiatek w wazonie.
Zbliżyłem się do niej i rzekłem.
— Widać pani obrażona jest cokolwiek na pana Męczykońskiego.
— Męczyszkapskiego?
— Chciałem mu pochlebić, żal mi bowiem tych, co stojąc już na progu szczęścia, połykają jakieś ostre ciernie; co będąc jedną nogą w raju, narażają się na gniew aniołów.
Nie dokończyłem, bo jakiś tancerz z damą, w podskokach, których mogłoby cielę pozazdrościć, przybiegł, podał ramię Hortensyi i poprowadził obie damy przed fotel na którym siedział pan Roch.
Strona:Klemens Junosza - Drobiazgi.djvu/85
Ta strona została uwierzytelniona.
87