W kilka dni, po nowej scenie, Natalja wyleciała jak furja. Powróciwszy, po chwili, poszła do szafy, otworzyła ją i zdawało się, że ukrywa coś starannie. Potem zamknęła szafę i schowała klucz do kieszeni z miną tryumfującą.
To wszystko dało Henrykowi do myślenia, zaczął robić poszukawania za kluczem, ale nie było go nigdzie.
— Niech dzieje się co chce, powiedziała do siebie przyszła ofiara, muszę znaleść tę ambrozję.
Rzeczywiście, będąc pewnego poobiedzia sam w domu, próbował tyle kluczy, że nareszcie jednym otworzył szafę. Wyjął z niej ciemną butelkę, zawierającą płyn żółtawy. Po ostrym zapachu poznał, że to witryolej. A więc ta straszna kobieta miała zamiar wykonać pogróżkę. Natychmiast wylał płyn, nalał butelkę wodą, postawił na tem samem miejscu i zamknął szafę na dwa spusty.
Wieczorem, Henryk rozpoczął rozmowę o sąsiadce z przeciwka, kobiecie pięknej, o formach klasycznych.
Natalja była, jak na rozpalonych węglach, a gdy Henryk oświadczył że musi się z nią poznać, nie posiadała się ze złości.
— A więc byłbyś tak śmiałym, że poszedłbyś do niej, zawołała chuda kobieta?
— Dlaczegoby nie? Mieszkamy w sąsiedztwie, a spędzamy tak nudno wieczory.
— Śmiałbyś więc mnie zaprowadzić do tej poczwary?
— Jak ci się podoba, możesz sama zostać w domu, ale ja pod jakimkolwiek pozorem, od jutra będę się starał, aby się do niej zbliżyć.
— Henryku, strzeż się!
— Czego?
— Mojej zemsty!
— Nudzisz mnie z twoją zemstą. Wiesz co, jeszcze nie jest późno, idę do sąsiadki.
— Jeśli się ruszysz, nieszczęście cię spotka.
— Moja Nataljo, odpowiedział Henryk, jeśli ci się moje postępowanie nie podoba, możesz iść do swego pokoju. Będziesz tam zupełnie swobodna, bo ja, do djabła, mam ochotę się bawić!
— Jeszcze raz ci mówię, strzeż się! — zawołała Natalja z furją! Jeden krok dalej, a nie odpowiadam za nic.
— Powiem tej pani, że masz atak nerwowy i poproszę, żeby mi dała kilka kropel kwiatu pomarańczowego. Otóż, znalazłem pretekst.
— Ah! niegodziwy!...
Jednym skokiem znalazła się przy szafie, otworzyła ją, pochwyciła butelkę i rzuciła ją w twarz młodzieńcowi.
Henryk wydał krzyk straszny, upadł na podłogę, po chwili jęcząc wstał powlókł się do swego pokoju, gdzie się zamknął na klucz.
Natalja, zostawszy sama, przestraszona tem, co zrobiła, przemieniła się w posąg przerażenia. Nie śmiała zrobić kroku, z obawy, aby nie upaść, tak nogi drżały pod nią.
W końcu, przejęta wyrzutami, postąpiła do drzwi pokoju i głosem błagalnym zaczęła prosić Henryka, aby jej otworzył. Jęki i krzyki bolesne były z początku jedyną odpowiedzią — potem nastąpiły przekleństwa.
— Meduzo! Trucicielko!
— Pozwól mi wejść, błagam cię... Opatrzę twoje rany.
Strona:Klemens Junosza - Dwie zemsty.djvu/3
Ta strona została uwierzytelniona.