Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.



VI.

Ciężkie sny miałem tej nocy. Zawsze skłonny do marzycielstwa, z bojaźliwą ciekawością zaglądający w świat fantazyi, nie mogłem usnąć odrazu pod wpływem wrażeń rozmaitych.
Przyszły mi na myśl trumny w podziemiach kościelnych, groźna postać rotmistrza, chodząca po księżycowym promieniu, jak po ścieżce, zawieszonej w powietrzu. Pan Piotr, zagrożony śmiercią, wstępujący na próg zagrobowego życia w krainę cieniów i duchów, tajemnic pełną, załzawione oczy panny Felicyi, wstrząsająca mowa zakonnika i jakaś straszna postać opinii, miażdżącej ludzi, którzy jej pokornymi sługami być nie chcą.
Wszystko to przesuwało się przed mojemi oczyma, niby w panoramie fantastycznej, której przyświecało trwogą przejmujące zjawisko niebieskie, kometa. Widziałem ją codzień wieczorem od niejakiego czasu,