— Jakto niewiele? Oni powiedzieli bardzo dużo, tyle akurat, ile można o takiej rzeczy powiedzieć; po pierwsze, może być nieprawda, bo u nas stoi w księgach, że świat nie będzie popsuty aż do sześciu tysięcy lat, ale tego terminu ani my, ani nasze dzieci, ani nasze wnuki nie doczekają; po drugie, może też i prawda, bo ludzie robią coraz więcej gałgaństwa, więc może się stać zato jaki paskudny i niepotrzebny przypadek. Takim sposobem nasi uczeni, mówiąc, że będzie albo tak, albo nie tak, powiedzieli wielką prawdę.
— Ależ... — przerwał dziadek.
— Za pozwoleniem wielmożnego pana, to jest dopiero początek, ale co będzie dalej?
— Cóż ma być?
— Aj waj! wielmożny panie, jakto, co ma być? przypadek może być? Ja myślę, że świat się nie skończy i drugie nasze żydki myślą też, że się nie skończy, ale są i tacy ludzie, co mówią, że się skończy. Dajmy na to, że człowiek mieszka w domu, zwyczajnie sobie, jak w domu. Ma kawałek dachu nad głową, deszcz mu na nos nie cieknie, ma ciepło i całkiem dobrze. No, i dom, to jest dom. Zdaje się, że stoi mocno, nie przewróci się, że jest zrobiony z porządnego drzewa, jak się należy, że... nic mu złego nie będzie.
Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/111
Ta strona została uwierzytelniona.
107