Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.
111

— Ma się rozumieć, że posiłek, bo on daje siłę na oczy. Największe panowie i największe rabiny lubią tabakę zażywać.
Gdy Pinkus wyszedł, dziadek kazał podać przekąskę. Zasiedli z bratem Serwacym przy stole i spożywali śniadanie.
Ja, wziąwszy swoją porcyę chleba z powidłami, ulokowałem się w kąciku przy oknie.
— Jakże tam, ojczulku — zapytał dziadek — co nowego?
— Niewiele.
— A gość nasz kiedy odjeżdża.
— Nie wiadomo. Upodobał sobie u nas, więc siedzi, jak w domu. Bo i tak jest, ten klasztor, czy ów, zawsze to dom dla zakonnika, bo nie mury rzecz stanowią, lecz reguła. Przytem, o ile wiem teraz, duże zatrudnienie ma. Księgę jakąś pisze i upodobał sobie nasz klasztor. W bibliotece cały dzień przepędza, a wiadomo panu dobrodziejowi, jaka tam cisza zwykle bywa. Okna na ogród wychodzą, chyba tylko muszka niekiedy zabrzęczy, lub gałązka, przez wiatr poruszona w szybę trąci. Widać mu ojciec gwardyan i ojciec kaznodzieja dopomagają w pracy, bo często z niemi konferencye miewa i wspólnie ogromne księgi całemi godzinami czytują.
— Ciekawym, co to za dzieło?