Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.
118

potrzebuje, bo procesów, o ile mi wiadomo, nie prowadzi. Żyje babunia spokojnie, w swoim własnym dworku, jeżeli ma jaki fundusz, to w listach, nie kłóci się z nikim, wody nikomu nie zamąci, zkąd więc i jakaby sprawa być mogła?
— Zapewne coś ważnego jest — rzekł braciszek — ale ja pana dobrodzieja nie zatrzymuję. Niech pan śpieszy... może istotnie sprawa pilna. Chłopczykowi pozwoli pan ze mną?... rybki dziś łowić będziemy.
— A i owszem, niech idzie.
Ucałowałem rękę dziadka i z bratem Serwacym poszedłem ku klasztorowi, którego mury czerwone widać było zdaleka. Uciecha to dla mnie była ogromna taka wyprawa na ryby. Zapominałem o całym świecie, gdy mi pozwolono wziąć w niej udział.
Siadywałem na przodzie wielkiej krypy i rozkoszowałem się widokiem bystrej rzeki, po której modrych falach płynęliśmy na połów. Gdyśmy już byli blizko klasztoru, przypomniałem sobie zlecenie panny Felicyi.
Wyraźnie kazała mi przyjść, a cóżbym ja był za paź, gdybym zlecenia mojej damy nie spełnił. Zapytałem brata Serwacego, czy nie mógłbym jeszcze na godzinę do Sewerynka zajrzeć, bo mam do niego bardzo pilny interes.