— A idź, moje dziecko — rzekł zakonnik — nim ja się z parobkami wyguzdram, to z pewnością z półtorej godziny upłynie. Masz więc czas, ale swoją drogą, pilnuj się, żebyśmy cię nie odjechali.
— O! zawołałem — stawię się na czas.
Co tchu w piersiach starczyło, pobiegłem do dworku doktora.
Pannę Felicyę zastałem samą. Matka jej zajęta była w kuchni, Sewerynek, chory trochę, położył się i zasnął.
— Czekam na ciebie — rzekła, gdym do pokoju wszedł.
— Co pani każe?
— Moje dziecko, ja nie każę nic, prosić cię tylko mogę. Niespokojna jestem w najwyższym stopniu, nie wiem, co się tam dzieje.
— W Dębiance? — spytałem.
— Tak jest, w Dębiance, czy byś nie mógł dowiedzieć się.
— Ale jak?
— Ach, Boże! gdybym wiedziała, nie czekałabym na ciebie.
— Dobrze — odrzekłem — wkrótce pani przyniosę wiadomości.
— Wkrótce?
— Tak, gdyż nie mam dziś dużo czasu.
Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.
119