Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.
120

— Ty czasu nie masz?
— Nie mam, proszę pani, za godzinę wyjeżdżam.
— Dokąd?
— Z bratem Serwacym na ryby. Niechże pani poczeka, idę i zaraz powrócę, może się dowiem.
Pobiegłem na rynek, gdzie zwykle w dniu targowym gromadzą się wozy włościan okolicznych. Tego dnia targ był duży, rynek zapchany wozami, przeciskałem się z trudnością wśród zgiełkliwego tłumu przekupniów, dopytując, czy nie ma kogo z Dębianki.
Nareszcie ujrzałem znajomego człowieka.
Był to stary chłop, przy lesie pod samą Dębianką mieszkający, rybak, myśliwy, znachor, leczący ziołami.
Miał on u pana Piotra wielkie względy, towarzyszył mu na polowania, czasem do dozoru robotników w polu był używany.
Człowiek ten za jakieś zasługi dostał od pana Piotra chatkę i ziemi kawałek pod lasem, był niezależny zupełnie, pańszczyzny nie robił, nawet gospodarstwem się nie trudnił, lecz zdał je zupełnie na dzieci, a sam całe dnie w lesie, na jeziorze, lub nad rzeką przepędzał.
W miasteczku znano go dobrze, gdyż często