wszy drzwi, usiadła nie obok nas przy stole, lecz, jak zwykle, na ulubionem swem miejscu, koło okna. Nawet wzięła do rąk robótkę, lecz kłębek wypadł jej z rąk i potoczył się na podłogę. Rotmistrzowa westchnęła, otarła łzy i zupełnie spokojnie, z rezygnacyą mówiła tak:
— Zaprosiłam was, moi panowie, ażeby zasięgnąć waszej rady i mam nadzieję, że mi jej nie odmówicie. Chodzi tu nie o mnie, bom stara, ze światem nic już mnie nie wiąże, modlę się tylko o to, ażeby Bóg conajrychlej mnie ztąd zabrał. Idzie mi głównie o nią.
To mówiąc, wskazała pannę Antoninę, która, pogrążona w smutnych myślach, nie słyszała zapewne, że o niej mowa.
— Cóż pani dobrodziejka rozkaże? — zapytałem — co mamy robić?
Odrzekła na to:
— Zanim do tego przystąpię, muszę panów przedtem w moje stosunki rodzinne wtajemniczyć. Nie wiecie wszystkiego, bo ja o sobie mówić nie lubię i nie zwierzałam się nigdy przed nikim; jeden doktór Głowacki zna dzieje życia mego bliżej, lecz on dyskretny jest i małomówny.
Tu rotmistrzowa opowiedziała nam w krótkości, że pożycie jej z mężem nie było szczęśliwe, że nie-
Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/132
Ta strona została uwierzytelniona.
128