Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.
129

boszczyk rotmistrz obraził ją ciężko, wdawszy się w romans z kobietą płochą, że omało z tej przyczyny do rozwodu nie przyszło.
Rotmistrz drogo zapłacił za swe motylkowate usposobienie. Wyzwany na pojedynek, padł, ugodzony kulą w samo serce.
Sekundanci utrzymywali, że to był ślepy traf. Rotmistrzowa, dowiedziawszy się o szczegółach, widziała w nich zasłużoną karę Bożą. Faktem jest, że przeciwnik rotmistrza, zawołanego rębacza i strzelca, jakich mało, poraz pierwszy w życiu trzymał w ręce pistolet.
— Tak — dodał dziadek z westchnieniem — słusznie mówi przysłowie, że człowiek strzela, a Pan Bóg kule nosi; któż wie, czyja wola kierowała tym kawałkiem ołowiu; wszak w dawnych czasach pojedynki zwano sądami Bożemi.
Rotmistrzowa po śmierci męża wyłącznie zajęła się wychowaniem syna, w nim widząc jedyny cel życia, przyszłe szczęście i pociechę na stare lata. Zawiedziona w marzeniach, jej własnej dotyczących osoby, pokrzywdzona przez los, zapragnęła pocieszyć się szczęściem dziecka, marzyła o wnukach... ale tego doczekać jej nie dano.
Syn wyrósł na pięknego młodzieńca, zdobył już