Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.
130

sobie pewne stanowisko i miał się żenić z osobą, którą rotmistrzowa jak własną ukochała córkę, już dzień ślubu był naznaczony, ale wszystkie te plany rozchwiały się i upadły.
Czasy były burzliwe, los rzucił młodego człowieka na obczyznę, daleko, a matka i narzeczona czekały jego powrotu, z cierpliwością anielską, z rezygnacyą chrześciańską.
Pani rotmistrzowa wszystkie prawie dochody swe oddawała na cele dobroczynne, była prawdziwą matką ubogich w miasteczku i w okolicy, a panna Antonina dopomagała jej w tem, wyszukując biedaków, szyjąc bieliznę i ubranie dla sierot, śpiesząc z datkiem i pociechą do tych siedzib, w których nędzarze zmiłowania Bożego czekali. Obie te kobiety czekały, czekały na swe szczęście i nie doczekały się go. Starsza zgrzybiała, młodsza zwiędła, a szczęście nie przyszło. Wreszcie ów list fatalny wszelkim nadziejom koniec położył.
I ten ostateczny cios zniosły.
Rotmistrzowa, wezwawszy prawników do siebie i opowiedziawszy im w krótkości całą życia swego historyę, oświadczyła, że nic ją już do życia nie wiąże i że pozostaje jej tylko porobić rozporządzenia majątkowe i czekać, aż ją Bóg do siebie powoła.
Podsędek Medeksza, dziadek mój, burmistrz i da-