Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.
132

Gdy rejent testament czytał, panna Antonina słuchała obojętnie, cóż jej było po majątku!...
Skończyła się nasza czynność; rotmistrzowa podziękowała nam serdecznie i dała do zrozumienia, że chce sama z myślami i żalem swoim pozostać.
— Wyszliśmy — mówił dalej dziadek — smutni i przygnębieni. Od tego pamiętnego dnia staruszka w oczach prawie niknęła. Siedziała w fotelu nieruchoma i milcząca, aż jednego dnia posłała do klasztoru po gwardyana, ażeby z wiatykiem przyszedł.
Spowiedź trwała długo, potem staruszka zwołała domowników i kazała pannie Antoninie modlitwy za konających czytać. Pożegnała się ze wszystkimi, rozporządziła w którem miejscu na cmentarzu, pod jakiem drzewem ma być pochowana, modliła się, wreszcie usnęła bez cierpień snem wiecznym, nieprzerwanym.
Utuliła ją śmierć w swych objęciach cicho i łagodnie, jak sen
Pamiętam pogrzeb zacnej matrony. Cała okolica się zjechała, całe miasteczko wyległo, ubodzy opłakiwali śmierć swej opiekunki. Długim sznurem ciągnęła się pogrzebowa procesya, którą krzyż, godło miłości, cierpienia i rezygnacyi poprzedzał.
Wiatr powiewał czarną chorągwią żałobną, setki