tylko panna Felicya podobno jeszcze żyje i może czyta te wspomnienia dawnego swego pazia.
Ostatni raz widziałem pannę Felicyę w rok po śmierci rotmistrzowej.
W białej snkni, w przejrzystym długim welonie, w mirtowym wianku na głowie wyglądała jak zaklęta królewna z bajki, jak jakie nadzwyczajne zjawisko; nic podobnego nie widziały dziecinne oczy moje.
Obok niej na stopniach ołtarza oświetlonego wspaniale stał pan Stanisław, ten sam, którego niegdyś o kradzież w ogrodzie rotmistrzowej posądziłem, a dalej mnóstwo pań w atłasowych sukniach, panów w granatowych frakach, w białych chustkach na szyi. Ja, wierny zawsze paź miałem u boku bukiecik, własną rączką panny Felicyi przypięty, i znajdowałem się do samego rana na weselu.
Zakonnik słowa dotrzymał, pogodził pana Piotra z doktorem i dawna przyjaźń pomiędzy nimi odżyła.
W wiele lat później, w Warszawie ujrzałem na ulicy handlarza, niosącego stary obraz na sprzedaż. Był to portret w czarnych ramach, przedstawiający mężczyznę z brwiami wyrazistemi, z wąsami zakręconemi do góry — tego samego, którego widziałem nieraz we śnie, jak szedł do mnie po księżycowym promieniu, niby po srebrnej ścieżce, zawieszonej w po-
Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.
135