kiej odległości od miasteczka, dworek z obszernym dziedzińcem, ogrodem owocowym i warzywnym oraz zabudowaniami gospodarskiemi, stanowił terytoryum oddzielne, otoczone wysokim parkanem z potężną bramą, zawsze zamkniętą na wielkie sztaby żelazne.
Wchodziło się przez furtkę zaopatrzoną w blok i ciężar na sznurze; prosty ten mechanizm sprawiał, że furtkę trudno było otworzyć i że otwarta zamykała się natychmiast za wchodzącym, z niezmiernym łoskotem, który alarmował dwa wielkie psy podwórzowe.
I te pamiętam.
Biały wabił się „Kurdesz”, czarny „Cygan”; podczas dnia przywiązane na łańcuchach spały, każdy w swej budzie, nocą biegały swobodnie po dziedzińcu.
Usiłowałem zawiązać z temi brytanami stosunki przyjazne, ale nadaremnie. Biały pozwolił się niekiedy pogłaskać, ale „Cygan” był nieprzejednany. Wyszczerzał zęby i warczał ile razy zbliżałem się do budy. Próbowałem go zjednać kawałkiem chleba lub kością, dary te przyjmował łapczywie, ale pogłaskać się nie dał.
Są takie natury psie.
Nad bezpieczeństwem dworku i mieszkających
Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.
12