Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.
17

Domy drewniane, ulice błotniste, wielki rynek z czarną kałużą na środku — zupełnie jak dziś — tylko mieszkańcy trochę inaczej wyglądali.
Mieszczanie nosili się jeszcze po staroświecku: ubierali się w długie granatowe kapoty, pasy wełniane czerwone, a na głowach mieli wysokie czapki rogate, białe, granatowe lub zielone, okładane barankiem. Mieszczki imponowały kraciastemi chustkami, jaskrawemi wstążkami u czepców, bogactwem korali lub bursztynowych paciorków.
Żydzi nosili się też staromodnie: w lisich czapkach, atłasowych kapotach i w pantoflach; każdemu z pod czapki wychylały się półłokciowej długości pejsy, zakręcane misternie, jak loki angielskie.
Zaklinali się też na pejsy i brodę...
W sobotę, jako w święto starego zakonu, kiedy cała finansyera miasteczka występowała w szatach odświętnych, można było widzieć suknie staroświeckie z ciężkich materyj jedwabnych, bramowane futrem, bindy perłami wysadzane, szuby osobliwego kroju i barw. Ciężkie materye, aksamity i atłasy lśniły się na żydówkach.
Dziś już tego nie ujrzy. Staroświeckie racimory wyszły z mody, lisie czapki mole zjadły, a pod nożyczkami policyjnemi padły starannie pielęgnowane pejsy.