Prócz żydów i mieszczan, była w miasteczku garstka inteligencyi: doktór, aptekarz, dwaj księża, zakonnicy w klasztorze, kilku urzędników sądowych, burmistrz, poczthalter i paru emerytów.
W domku przy cmentarzu koncentrowało się całe życie towarzyskie miasteczka. Tam był grunt neutralny, wszelkie drobne spory, zawiści musiały tam milknąć, kolizye, chociaż chwilowo, ustawać.
Nigdy ludzie nie gromadzą się tak chętnie, jak wobec ogólnego nieszczęścia, wobec klęsk powszechnych, którym ani siła, ani rozum ludzki zapobiedz nie może, a właśnie takie smutne czasy były podówczas...
Okropna cholera, która zdziesiątkowała ludność, straszne wspomnienia przechowała po sobie. Obawiano się, że powróci.
Prócz tego, domorośli prorocy zapowiadali koniec świata...
Zaraza, którą lud wyobraża sobie w postaci wiedźmy strasznej, czarną płachtą odzianej, przeszła wzdłuż i wszerz cały kraj, mogiłami świeżemi ślady swoje znacząc.
Przeszła, jak straszny anioł śmierci i zniszczenia, zabrawszy tysiące ofiar.
Wyludniła wioski, zdziesiątkowała ludność miast.
Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.
18