Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.
23

dziwiano tembardziej, że inni lekarze tchórzyli, że byli tacy, co oglądali chorych przez lufcik, nie wchodząc do mieszkania, i nie mieli nawet tyle odwagi, żeby zbadać puls pacyenta. Byli tacy, co na samą wieść o zbliżającej aię epidemii porzucili swe stanowiska i odjechali w inne strony, aby tylko uniknąć zetknięcia się z zarazą.
Głowacki na stanowisku pozostał. Mówili zawistni, że uczynił to przez chciwość, przez miłość grosza, ale fakty temu przeczyły, bo chorych nie wyróżniał i ratował takich nawet nędzarzy, którzy kawałka chleba nie mieli. Mogłaby dużo o nim powiedzieć ludność uboga, którą wspierał, na lekarstwa i żywność z własnej kieszeni dawał.
Gdzież więc chciwość? Zresztą nie potrzebował ubiegać się za groszem, był względnie zamożny, a potrzeby miał skromne. Posiadał dworek w mieście, wioskę, którą w dzierżawę wypuszczał, i kilkanaście tysięcy złotych w listach.
Na owe czasy to była fortuna!
Z właścicielką dworku przy cmentarzu łączył doktora stosunek dawnej znajomości i przyjaźni. Znali się od lat wielu, on ją odwiedzał codzień, on ją swojemi środkami przy życiu utrzymywał.
W jego twarzy, starannie wygolonej, poważnej, o rysach regularnych, przypominających senatorów