mile był widziany. Zapraszano go wszędzie, fetowano, raczono — byle tylko mówił: co słychać na świecie, jakie chmury zbierają się na horyzoncie, zkąd prawdopodobnie piorun uderzy.
Trzeba jednak przyznać, że nie wszyscy z jednakowym entuzyazmem zajmowali się losami Europy; panna Felicya naprzykład, wymykała się z pokoju podczas najciekawszych rozpraw; pan Kaszycki, młody urzędnik sądowy, chętniej patrzył na pannę Felicyę, niż na gazetę; panna Marya, córka burmistrza, zerkała znów na Kaszyckiego, o co bardzo gniewał się kancelista Bielski.
Widocznie dwie polityki istniały.
Dziadek lubił wieczorami na spacer wychodzić i mnie niekiedy brał z sobą. Czasem rozmawiał ze mną, a niekiedy znów, gdy był smutny lub zamyślony, co mu się nieraz zdarzało, kazał mi naprzód biedz, lub kwiatki zrywać, a sam szedł z pochyloną głową, poruszając ustami, jak gdyby pacierz mówił lub z kimś niewidzialnym rozmowę prowadził.
Jednego razu poszliśmy do gaju nad rzekę. Było to śliczne ustronie, położone wśród łąk; drzewa szumiały, woda niebieskawa, przezroczysta szemrała, tocząc się po kamykach; po drugiej stronie na stromem wybrzeżu widać było wioskę, której chaty wychylały się z pośród sadów wiśniowych.
Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/34
Ta strona została uwierzytelniona.
30