więc tych stosunków świadomy... Ja ją znam tak dawno, jak daleko pamięć moja sięga.
— Ona chyba znacznie od konsyliarza starsza.
— Starsza. Ja już sześćdziesiąt skończyłem, a ona ma teraz zapewne siedemdziesiąt i pięć. Nie wiem dokładnie, ale koło tego. Ja byłem dzieciakiem, a ona już mężatką. Znaliśmy się, bo nawet niejakie powinowactwo nas łączy.
— Tak?
— A tak, powinowactwo. I to podwójne, gdyż i z nią i z samym nieboszczykiem mężem. Jedna jej ciotka była za Głowackim, a nieboszczyk Dębicki, rotmistrz, skuzynowany był ze mną przez matkę.
— Powiedz mi, panie doktorze — spytał dziadek — ponieważ jesteś wtajemniczony w te stosunki, powiedz mi z łaski swojej, dlaczego pani rotmistrzowa nigdy o mężu swoim nie wspomina?
— Istotnie nie mówi nigdy i nie lubi, jak kto pyta. Ma widać przyczyny po temu.
— Nie zdaje mi się, żeby uwłaczały one pamięci rotmistrza, bo trzeba doktorowi wiedzieć, że mnie to nazwisko nie obce. Słyszałem ja jeszcze za czasów, gdym w Warszawie mieszkał, o panu rotmistrzu Dębickim. Dobrze o nim mówiono, miał to być dzielny człowiek.
Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/37
Ta strona została uwierzytelniona.
33