Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.
35

— Ależ naturalnie! dziękuję, że mnie konsyliarz ostrzegłeś. Słówkiem jednem nie wspomnę, skoro to ma być dla niej bolesne.
— Ona dużo cierpiała. Ostatecznie kobieta ze świata, zamożna, przyzwyczajona do gwaru stolicy, porzuciła wszystko i nabywszy dworek przy cmentarzu, osiedliła się tu w tym odludnym, zapuszczonym kącie. Zawsze ma przy sobie kilka panienek, któremi opiekuje się, a później wyposaża je i wydaje zamąż, a ile dobrego świadczy ubogim, to zapytaj pan gwardyana, przez którego ręce różne wsparcia przechodzą, zapytaj mnie, co ma szpital od niej i chorzy... To jest prawdziwa matka ubogich. Sama, jak panu wiadomo, wychodzić nie może, ale przez pannę Antoninę o wszelkiej biedzie w miasteczku ma informacye jak najlepsze.
— Panna Antonina jest podobno jej blizką krewną.
— Za taką uchodzi, ale naprawdę krewną jej nie jest. Zachodzi między niemi raczej powinowactwo wspólnych smutków i nieszczęść, ale powiedziałem już panu, że lepiej o tem nie mówić.
Dziadek powstał, opierając się na lasce, i poszedł z doktorem ku miasteczku.
Rozmawiali coś o utrapionej polityce, o Francyi i Anglii, z czego nic a nic nie rozumiałem. Szedłem