za nimi powoli, bawiąc się muszelkami, których dużo uzbierałem nad rzeką.
W nocy śnił mi się rotmistrz.
Zdawało mi się, że zeszedł z portretu, że był groźniejszy i bardziej jeszcze marsowaty. Widziałem wyraźnie w sennem marzeniu, jak zbliżył się do mnie i grobowym głosem powiedział:
— Pamiętaj, bębnie, żebyś nie był ciekawy!
Położył palec na ustach i zniknął.
Przebudziłem się ze strachu. Księżyc przez konary drzew do okna zaglądał i srebrnemi smugami do pokoju się wciskał. Zdawało mi się, że po jednej z tych smug bladych, niby po ścieżce zawieszonej w powietrzu, odszedł rotmistrz, że prześliznął się między konarami wielkiej, w połowie uschniętej topoli i poszedł tam, dokąd prowadziła ścieżka promienna, na księżyc.
— Nie bądź ciekawy, bębnie! — brzmiało mi ciągle w uszach.
Pomimo tego ostrzeżenia, a może właśnie dlatego, byłem ciekawy i ciągle o groźnym rotmistrzu myślałem.