Ta strona została uwierzytelniona.
III.
Wieczorem, pewnego dnia w lecie, byliśmy z dziadkiem we dworku.
Znajdowało się tam kilka osób starszych. Pani rotmistrzowa siedziała, jak zwykle, w swoim ogromnym fotelu, obok na krześle dziadek, doktór, sędzia i brat Serwacy, kwestarz, z długą kasztanowatą brodą, która mu aż na piersi spadała. Panna Antonina uwijała się po pokoju, domowemi sprawami zajęta.
Wymknąłem się do ogrodu między maliny, tymczasem od strony dziedzińca doleciał mnie gruby i chrapliwy głos:
Jak to na wojence ładnie,
Kiedy żołnierz z konia spadnie;
Przyjaciele nie ratują,
Jeszcze końmi go tratują.