Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.
48

i że ani twarzy jego, ani figury dojrzeć nie mogłem, tembardziej, że był z drugiej strony parkanu.
Wysłuchawszy tej relacyi, panna Felicya stała się bardzo wesołą, śmiała się i przywróciła mnie napowrót do łaski. Nie mogło mi się zmieścić w małej głowinie, zkąd takie nagłe przemiany: dopiero mówiła, że jest nieszczęśliwa i wspomniała o śmierci, teraz znów śmieje się i cieszy.
— Swoją drogą — rzekła — chociaż nic nie widziałeś, pamiętaj, żebyś nie mówił nikomu ani słóweczka.
— Przyrzekam to pani i dotrzymam.
— Zobaczymy... przekonam się, czy jesteś słowny kawaler; ale — dodała po chwili — może ciekawy jesteś dowiedzieć się, kto to był.
— Jak mi pani powie...
— To, widzisz moje dziecko, nieszczęśliwy i biedny człowiek.
— Dziad zapewne...
— Dziad? dlaczegóż dziad?
— Bo biedny.
— Masz racyę... tak, to był człowiek bardzo biedny... wspieram go niekiedy, ale nie życzę sobie, żeby kto wiedział o tem. Chodźmy teraz do pokoju, a pamiętaj — sekret!