Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.
59

— Zdawało mi się, żeście płakali.
— Możem i płakał... a choćby! alboż płakać nie wolno? Żem się trochę napił, taka była moja wola, a paniczowa dziesiątka, a że Szmul jeszcze za dwie dziesiątki przyborgował, to od tego on Szmul, żeby mu lewe oko spuchło. Kawalerskie prawo łyknąć, kiedy w gardle zasycha, a żydowskie prawo borgować, skoro kawaler każe. Panicz powiada, żem płakał? Dziecko! co ty rozumiesz? pies zapłakałby na taki los, nie tylko człowiek! Panicz myśli, że Kajetan zawsze był taki Kajetan kulawy, jak dziś, że zawsze w sukmanie chodził, zawsze nim baby trzęsigłowy pomiatały? Tfy! podoficerem Kajetan był, na karym koniu jeździł, szablę miał Kajetan, pistolety w olstrach, ostrogi u butów. Prosty był Kajetan, jak świeca, błyszczał w mundurze, a bywało jak zagrali, zatrąbili, jak się wzięło pałasz do garści, jak się sparło karego ostrogami... Boże miłosierny! ziemia dudniła pod kopytami, wicher koło uszów świstał. Waliła się wiara, jak piorun, na kara-bataliony, na baterye... Pluli na nas kulami, jak psom w ślepie, waliły się nasze chłopy precz z koni, ale bajki! Jedna połowa padła, a druga het wszystko rozniosła... a nieboszczyk rotmistrz parł przed szwadronem, kule brzęczały koło niego, jak pszczoły... a jemu nic! śmiał się... Psi los, paniczu, teraz oto babie posługiwać, za popycha-