Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.
60

dło być, psy na łańcuch wiązać co rano. Tfy! żeby nieboszczyk rotmistrz żył, inaczej jabym śpiewał dziś!...
— Biedny rotmistrz! — rzekłem, aby coś powiedzieć...
Starego rozczuliło moje westchnienie.
— Oj, że biedny, to biedny, panie świeć nad jego duszą! Tyle świata przewędrował, w tylu bataliach był, kule go mijały i przyszło mu zginąć marnie.
— Zabito go?
— A zabił, zabił taki, co munduru nie nosił, co nawet pistoletu w garści trzymać nie umiał... Zabił odrazu, na miejscu, w samo serce trafił... Dyabeł mu pomagał, siła nieczysta, czary!
— Ale za co? — spytałem.
Kajetan, choć pijany, spostrzegł, że powiedział za dużo i cofać się zaczął.
— Za co? toż panicz pyta! Przecie się ludzie nie zabijają z kochania, ale w złości jeden na drugiego nastaje.
— Pojedynek?
— Zkąd tam panicz może wiedzieć, co pojedynek?
— W książkach opisują, czytałem.
— No, kiedy panicz czytał, to niechże będzie