— Zaciekawiasz mnie doprawdy. Powiedz więc, czemże zamierzasz mnie uszczęśliwić?
— To jest... ja tego jeszcze nie mam, ale Kajetan przyrzekł, że mi da.
— Jaki Kajetan? co?
— Obiecał mi dać młodą sowę, a ja... chcę ją ofiarować pani.
— Sowę!? — zawołała panna Felicya, wybuchając głośnym śmiechem.
— Tak! — odrzekłem trochę nadąsany. — Nie mam nic droższego i piękniejszego na świecie, a pani śmieje się ze mnie.
— Wiesz co, że gdybym przyjęła ten dar, to chyba dlatego, żeby przypominał mi ciebie, twoje włosy nastroszone i wielkie oczy...
Obraziłem się i umilkłem.
— No, mały! — rzekła, gładząc mnie po głowie — nie gniewaj się, żartowałam. Bądź grzeczny, ucz się, nie czytuj książek, które rozbudzają twoją młodziutką wyobraźnię. Przyjdź jutro do Sewerynka, baw się z nim, graj w piłkę, biegaj dużo, to dla ciebie najwłaściwsza rozrywka. Sowy nie trzymaj i nie męcz jej, a najlepiej puść ją w świat. Na starej lipie lub na kościelnej wieży będzie jej lepiej, niż u ciebie w niewoli.