Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.
68

Gospodarze i to nietylko chłopi, ale i panowie z dużych majątków, rad Mateusza słuchali i gdy zalecił śpieszyć ze żniwem — śpieszyli, gdy kazał siew opóźnić — opóźniali i nigdy nikt źle na ten nie wyszedł.
W owej Dębiance, we dworze, który tem tylko od wiejskich chałup się różnił, że miał ganek na słupach i nieco większe okna, mieszkał szlachcic, niejaki pan Piotr.
Jak się nazywał, nie pomnę, i nie należy to zresztą do rzeczy, ale postać jego żywo mi stoi w pamięci.
W owej epoce panowie mieli twarze wygolone zupełnie, jak księża, rzadko kto nosił faworyty, wąsów prawie nikt — ten pan Piotr zaś miał ogromne wąsiska i bardzo długą, prawie do pasa spadającą brodę, w części białą, a w części barwy nici konopnych.
Wzrostu był wysokiego, tuszy dobrej, miał głowę łysą, oczy czarne, przenikliwe, nad któremi sterczały wielkie, nastroszone brwi, jak dwa krzaki.
Ujrzawszy go pierwszy raz, można się było przestraszyć, taki miał pozór marsowaty i groźny; można się było przerazić, gdy krzyknął głosem tubalnym i z pod brwi surowe rzucił spojrzenie. Poznawszy go bliżej, podziwiać trzeba było jego łagodność.