ludzkiej, był genialny rozbójnik, ale więcej nad to nic! Z kim tylko miał stosunek, każdego wyzyskał i oszukał.
— Pan to śmiesz mówić? — zawołał doktór, czerwony z oburzenia, a pan Piotr odpowiedział bardzo spokojnie:
— Śmiem, nie cofam i sto razy powtórzę.
— W takim razie jesteś...
— Panie Głowacki! — rzekł na to Piotr — obecność szanownej gospodyni domu, oraz miejsce, w którem się znajdujemy, nie pozwala mi wpakować ci tego wyrazu do gardła... fakt, żeś mi życie ocalił, zabrania mi wpakować kuli pod żebro... odchodzę i zrywam z panem wszelkie stosunki. — Skłonił się pani rotmistrzowej i wyszedł. Od tej pory datuje się wzajemna nienawiść, od tej pory przestali do siebie mówić, patrzeć nawet na siebie. Ma się rozumieć i małżeństwo syna Piotra z panną Felicyą rozchwiało się, na czem, o ile mogę wnosić, doktór dobrze nie wyjdzie.
— Jak to rozumieć? — spytałem.
— Bardzo prosto. Panna Felicya do tej pory w domu. Trafiało jej się kilka partyj i nawet dobrych. Ojciec namawiał, prosił, perswadował, krzyczał, nawet i groził, lecz to wszystko nic nie pomogło. Panna się uparła, że nigdy zamąż nie wyjdzie
Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/81
Ta strona została uwierzytelniona.
77