Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/83

Ta strona została uwierzytelniona.
79

wówczas z panną Felicyą przez parkan ogrodu, otaczający dworek.
Pana Piotra z Dębianki widywałem dość często, przyjeżdżał on do miasteczka czasem małą bryczką, czasem konno, kupił, co mu było potrzeba i odjeżdżał zaraz, nie zatrzymując się dłużej, nie rozmawiając z nikim.
Ludzie go unikali, on też nie narzucał się im i żył odosobniony i samotny. Za co? Za to, że nie lubił Francuzów! Co za głupia rzecz, myślałem, ta polityka utrapiona! Żal mi było pana Piotra i znienawidziłem Francuzów, ale nie zdradziłem się nigdy z tą antypatyą; panu Piotrowi za taką śmiałość przestano się kłaniać, ze mną mogłoby być gorzej, bo dziadek żartować nie lubił i byłby mi tę obowiązkową miłość dla bohaterów z nad Sekwany rzemieniem napędził. Wolałem więc milczeć i nie ściągać na siebie gniewu dziadka. Swoją drogą myśl o Francuzach nie dawała mi spokoju i zastanawiałem się bardzo często nad tem, za co ich dziadek tak uwielbia i wogóle, co mu z tej polityki i odczytywania gazet, pisanych dziwnym, dla mnie niezrozumiałym językiem, pełnych wyrażeń obcych, dziwnych.
Jednego dnia pan Piotr z synem przyjechał, przypatrzyłem mu się uważnie. Był to bardzo ładny mężczyzna, z jasnemi włosami, zgrabny, wysmukły,