Tego wieczoru dziadek wystroił się jak na galę. Włosy zaczesał na skronie, okulary wziął złote (na codzień mosiężnych używał), faworyty wyfiksatuarował hojnie, na szyi miał kołnierzyki stojące, z dziobami, które pod same uszy zachodziły, czarną chustkę mantynową z fontaziem, w który wpiął kosztowną szpilkę z brylantem, podobno dawny klejnot rodzinny; kamizelka biała w złote palmy, oraz granatowy tużurek dopełniały stroju. A tużurek był modny, z klapką, z wąziutkiemi rękawami, otwarty na przodzie o tyle, że pozwalał podziwiać złote palmy kamizelki, oraz łańcuszek od zegarka z mnóstwem breloków. Z tylnej kieszeni tużurka zwieszał się koniec chustki fularowej, czerwonej, w jasne kwiaty.
Nawet tabakierkę na ten wieczór wziął najparadniejszą i najdroższą, jaką miał w swoim zbiorze. Była ona srebrna, rzeźbiona po wierzchu misternie,