Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/93

Ta strona została uwierzytelniona.
89

Aptekarz odchrząknął i tabaki zażył. Może miał ochotę spór wszcząć, ale rozmyślił się, za wielu przeciwników widząc.
Rozmowa dotykała różnych przedmiotów, a dziadek, doktór, z dziesięć razy zatrącali o Rzym, chcąc ją na inne tory sprowadzić, gość jednak mówił mało i każde słowo ważył.
Nie uszło to bacznego oka rotmistrzowej.
— My tu — rzekła — żyjemy spokojnie i cicho, jak na partykularzu, a wszyscy na mnie starą i chorą łaskawi, tworzą jakby jednę rodzinę, jednakowo myślą i czują... Antosiu — dodała, zwracając się do kuzynki — poproś młodzież i dzieci do sali, może zagrasz im co...
Panna Antonina pośpieszyła spełnić żądanie.
Pobiegłem, aby otworzyć stary fortepian, lubiłem bowiem te przyciszone, a zawsze prawie smutne melodye, bo też i panna Antonina zawsze była smutna i nie słyszałem nigdy, żeby się śmiała.
Stanąłem niedaleko fortepianu tak, że przez drzwi nachylone widzieć mogłem pozostałe w drugim pokoju towarzystwo.
Wszyscy przysunęli się bliżej do stołu i słuchali z największą uwagą. Gość opowiadał coś spokojnie, poważnie, bez gestykulacyi.
Nie doleciał mnie jednak ani jeden wyraz, bo