Strona:Klemens Junosza - Dworek przy cmentarzu.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.
93

ale ja w śmierć moralną pana Piotra nie wierzę i nie uwierzę, chyba przekonany dowodami.
Znów zrobiła się cisza, dla całego towarzystwa przykra.
Tuż za mną zaszeleściło coś; to panna Felicya pocichutku zbliżyła się do drzwi wpół otwartych, oparta rękę na mojem ramieniu i cofnęła mnie w ten sposób, że jedno skrzydło drzwi zasłaniało nas zupełnie.
Mogliśmy więc niewidzialni być świadkami, a raczej słuchaczami rozmowy. Panna Felicya wstrzymywała oddech, słyszałem wyraźnie uderzenia jej serca.
Przerwała milczenie pani rotmistrzowa.
— Widzi ksiądz dobrodziej — rzekła nieśmiało — zaszła sprzeczka, spór, którego byłam świadkiem.
— O cóż to?
— O zasady — wtrącił doktór — o zasady! Pan Piotr wypowiadał takie herezye, że wszyscy musieli odwrócić się od niego. Dziś nikt go nie zna i nikt nie podaje mu ręki.
— Czy nie mógłbym poznać treści sporu?
— Niech doktór powie! — rzekła pani rotmistrzowa.
— Wybaczy pani, nie mogę... w sporze byłem stroną.