Strona:Klemens Junosza - Dziad.djvu/2

Ta strona została uwierzytelniona.
8
KALENDARZ POLSKI.

Czasem na tym rzemieniu dziad pałkę do pasa przyczepiał i wlókł ją za sobą jak pałasz, a czasem, dla pewności, rzemień ten koło ręki okręcał....

Odziany był, jak.... dziad. Gruba, rozpięta koszula na piersiach, siermięga jak świat stara, łatami upstrzona, na nogach postoły z lipowego łyka, a na głowie cudaczny, połamany, snać na śmieciach znaleziony kapelusz.
Na ramionach sakwy płócienne dźwigał długie, a wypchane zawsze, że omal nie pękły. Nie miłosierdzie ludzkie jednak było pełności tych torb przyczyną, ale zabiegliwość dziada, który lubił wszystko, co mu w wędrownem gospodarstwie przydatne być mogło — ze sobą nosić. Nieraz to, zamiast gościńcem od wsi do wsi się wlec, dziad w las wkraczał i ścieżkami mało komu znanemi myszkował, a bywało nieraz, że i na ścieżki nie patrzył, lecz wprost między drzewami przez gąszcze się przedzierał. Czasem go noc podczas takiej zaskoczyła wędrówki, czasem mu głód doskwierał, wtenczas dziad, dogodne miejsce wybrawszy, ogień rozpalał i całe gospodarstwo z sakwy wydobywał: garnek żelazny, kaszę, słoninę, sól, chleb, jaja, często i mięsa kawałek, i sporządzał sobie ucztę. Uraczywszy się dobrze, kładł się wziąwszy sakwy pod głowę, a rzemyk od maczugi okręciwszy na ręku.
Całą okolicę w szerokim promieniu dziad ten znał wybornie, wiedział w którem miejscu rzekę wbród przejść można, znał kępki po których przez oparzeliska i bagna przeprawa jest bezpieczna, wiedział o wszelkich manowcach, kryjówkach leśnych, mostkach, kładkach, dołach... Niema w tem dziwu, gdyż od tylu lat po okolicy się włóczył, od wsi do wsi, z odpustu na odpust, z jarmarku na jarmark, zwyczajnie jak dziad
Bywało, że nieraz na dłuższy czas z okolicy znikał. Kilka razy nawet rozchodziły się wieści, że już nie żyje — aliści zjawiał się znowuż, taki sam jak i dawniej, przygarbiony i żebrzący.
Dawali mu ludzie jałmużnę, według możności — ale i lękano go się także, bo nie był to dziad jak zwykle dziady bywają. Mówiono o nim, że z żydami, z cyganami ma stosunki i własną ich mowę jak najlepiej rozumie. Gdy do wsi jakiej przyszedł, gospodynie dawały mu chleb, prosząc o pacierz do Opatrzności, Przemienienia Pańskiego lub za dusze zmarłe — ale bardzo były rade, gdy odszedł.
Co prawda, miał on naturę i obyczaje wcale nie dziadowskie. Inny żebrak, przyszedłszy, lubił usiąść, pogwarzyć, opowiedzieć co się dzieje na świecie, a czasem piękną i nabożną pieśń zaśpiewać... A ten ledwie że bąknie „Pochwalony“, stanie jak mruk, a gdy mu co dadzą, to ledwie głową kiwnie i zaraz odchodzi. Spojrzenie też miał ponure i brzydkie,