Strona:Klemens Junosza - Dziad.djvu/8

Ta strona została uwierzytelniona.
14
KALENDARZ POLSKI.

— Dawno tu siedzicie dziadku? — zapytał chłop, zatrzymując konia.
— Od wieczora siedzę gospodarzu — odrzekł — wlokłem się po drodze za jałmużną i dalej iść nie mogę, przysiadłem pod kapliczką na nocleg!
— A niewidzieliście kogo na koniu?... bo mi właśnie dziś konia ukradli.
— Jechali ludzie różni.... jechali.... mijali ubogiego, nie obdarzyli grosikiem. Jakiż to wasz koń był?
— Siwy, młody koń.... mój dziadku.... jedyne bydlątko!
— Jechał jakiś i na siwym, a snać mu pilno było, bo gnał jak wichura po polu, nawet dobrego słowa nie rzekł, choć mnie widział.
— Dawnoż to?
— Na rozświcie samym.... niby już dniało.... Przeleciał jak oszalały.... w szarej kapocie... chłop zapewne....
— To pewnie złodziej!...
— Musi że złodziej, może cygan, bo się teraz dużo ich włóczy po lasach.
— Mówicie, że wprost przed siebie jechał?
— O nie, od kopca wziął się dróżką na lewo... w las.... ten, który hen widać.
— Gońmy! — rzekł chłop, a dobywszy monetę miedzianą z kieszeni, rzucił ją dziadowi, dodając:
— Do Świętego Antoniego paciorek zmówcie.... może ja swoją zgubę odzyskam.
Pomknęli chłopi pędem, a dziad uśmiechnął się pod wąsem i mruknął:
— Gdybyś się zmylił i zamiast na lewo pojechał na prawo.... tobyś może swego konia odnalazł.
Chłop nie zmylił się jednak.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

W parę dni później dziad zniknął z okolicy. Nie widywano go ani na odpustach, ani na jarmarkach, nie pokazywał się we wsi i chleba nie prosił. Ludzie mówili, że umarł i nie dziw.... taki stary.
Raz się tylko: w kilka lat potem, coś jednemu chłopu przywidziało. Do Częstochowy idąc na odpust zobaczył jakiegoś człowieka, dziwnie podobnego do dziada, choć dużo ten młodziej od tamtego wyglądał. Ubrany był dostatnio, w surdut porządny, na głowie miał kaszkiet, wart najmniej z rubla.... Szedł żwawo, a podpierał się grubym kijem, istną pałką zbójecką.