o różne dziwne rzeczy pytać, to próżno Piotrzysko głowę łamał, żeby dać odpowiedź.
Nieraz wieczorem Magda bajki różne lubiła opowiadać, a Jasia wtenczasby nawet kijem nie odpędził — słuchał chciwie i każde najmniejsze słówko pamiętał, a potem ciągle Piotra o duchy, o strachy, o upiory, o dusze pokutujące pytał, aż nieraz stary gniewał się, że sobie dzieciak głowę takiemi rzeczami zaprząta.
— Ot, lepiejbyś na ziemię spojrzał — mówił Piotr — patrz, oto ziółko rośnie, mówiłem już, jak się zowie, — pomnij-że.
— Wielka rzecz! rozchodnik.
— Pamiętaj-że o tem i...
— Dziadziu... a czy w rozchodniku też jest dusza?
— Nie wiem. Niema. Co tobie zawsze tylko dusza w głowie? Przeżegnaj się, bo takie myślenie od złego idzie.
— A złe to także duch, prawda, dziadziu?
— Pluń i nie wspominaj. Pójdziemy dziś ryby łowić. Jak złapię z kilkanaście, to pójdę jutro do miasta i kupię ci czapkę.
— Chciałbym.
— No, to będziesz miał, i jeszcze ci coś kupię.
— A co, dziadziu?
— Elementarz.
— Czy to też do odzienia?
— Nie. Elementarz jest do uczenia. Książeczka taka, widzisz, co w niej litery stoją. Podług
Strona:Klemens Junosza - Dziadowski wychowanek.djvu/21
Ta strona została skorygowana.