tych liter człowiek może na każdej książce czytać — a to dobra rzecz. Widziałeś kiedy książkę?
— Widziałem w kościele...
— Uczyć się chcesz?
— Chcę, dziadziu — ale, żeby mnie dziadzio nie bił.
— Za co cię mam bić?
— Bo Magda mówiła, że nauka bez bicia nic nie znaczy.
— Głupia Magda — odrzekł krótko Piotr.
Kupił Piotr elementarz i zaczął Jasia uczyć, pokazując mu drewnianą wskazówką litery, tłómacząc, jak się jedne z drugiemi składają.
Chłopak pojętny był i w przeciągu pół roku nauczył się czytać wcale dobrze, tak, że już z elementarza nie miał co robić. Wtenczas zabrał się Piotr do nauki pisania. Odbywała się ona zimową porą w izbie u Skrzypków. Na stole leżał kawał papieru, polinjowany ciesielskim ołówkiem, ręką Piotra, kałamarz z atramentem, w którym kilkadziesiąt much utopionych było, i pióra, wyskubane ze skrzydeł gęsi.
Przy stole pochylony siedział Jaś, a obok niego Piotr, którego pisanie bardzo męczyło. Przy tej czynności Piotr zrzucał z siebie sukmanę, ocierał spocone czoło rękawami zgrzebnej koszuli i oddychał tak ciężko, jak gdyby wielki ciężar na sobie dźwigał.
Przy lekcji siedzieli zwykle Magda i jej mąż, Mikołaj, oboje niepiśmienni, ale bardzo ciekawi, w jaki sposób nauka się odbywa.
Strona:Klemens Junosza - Dziadowski wychowanek.djvu/22
Ta strona została skorygowana.