Strona:Klemens Junosza - Dziadowski wychowanek.djvu/37

Ta strona została skorygowana.

jakieści, jak były, tak i są — ale one ci na nic, lepiej je oddać Magdusinemu dziecku.
— Oddam, dziadziu, tylko Magda z łąki powróci.
— Oddaj, oddaj! tobie po tem nic, a Magdzie błogo będzie, że o jej dziecięciu pamiętasz. Ona też dla ciebie dobra była...
— Oj, że dobra, to dobra; krzywdy od niej nigdy nie miałem.
— Tedy, mój Jasiu — mówił dalej Piotr, — z całego twego dziedzictwa pozostała jeno ta oto książka nabożna. Piękny statek i oprawny też galanto, ze złotem wyciśnięciem, a we środku obrazki są. Zabierz-że sobie tę książkę, żebyś się miał na czem pomodlić, jak w kościele będziesz, — a szanuj, a nie zgub, nie utrać, boć to po matce twojej pamiątka. Oto tak, moje dziecko. Zresztą o nic się nie bój. Odziewadło ci siakie takie sprawię, żebyś między narodem, przy kościele będący, grzesznem ciałem nie świecił, żeby ludzie tobą nie pomiatali.
— Dziadziu! — zawołał Jaś — dziadziu!
— A co?
— Patrzcie-no, dziadziu, tu coś napisane.
— Gdzie?
— A na książce, na oprawieniu... pisanie jakieści jest.
— Czytaj-że, cóż tam stoi?
Chłopak uważnie, przyglądając się niezgrabnym literom, wybąkał powoli te słowa:
„Kochającej pannie, po chrzcie świętym Anieli, po ojcach Szaraczkównie, ten „Ołtarzyk złoty“ ofia-