Strona:Klemens Junosza - Dziadowski wychowanek.djvu/40

Ta strona została skorygowana.

Pokrywa podnosiła się na łańcuszkach miedzianych, a cała chrzcielnica ogrodzona była galeryjką dębową, rzeźbioną.
Przy ławkach było dużo chorągwi i sztandarów, nowszych i starszych, i bardzo pięknych i nieosobliwych, wedle zamożności i upodobania fundatorów, a przy samych drzwiach chorągiew czarna, żałobna, z obrazem kościotrupa i kosą wśród płomiennych, czerwonych języków.
Do tej chorągwi najtrudniej było przyzwyczaić się Jasiowi.
Ile razy na nią spojrzał, zawsze przypominała mu ona ową śmierć niewidzialną, co wtenczas, w porze sianokosów, po Piotra przyszła, tę śmierć, — co, jak mu się zdawało, goniła go po łące, rosą pokrytej, po rowach, pełnych wody, po polach. Ile razy spojrzał Jaś na tę chorągiew, tyle razy przypominały mu się opowiadania Magdy o duchach, które chodzą nocami, o topielcach, upiorach strasznych, co z brzękiem łańcuchów i jękami boleści, trawione ogniem wewnętrznym, ukazują się ludziom w nocnej porze, żebrząc modlitwy, jałmużny, dobrego uczynku, któryby ulżył ich mękom...
Bał się Jaś tej chorągwi żałobnej, a bardziej jeszcze katafalka i trumny, co w prawej nawie bocznej, przy drzwiach samych stały. Przerażał go widok tych schodków czarnych, z obwódkami białemi, tych piszczeli nakrzyż złożonych i głów trupich bez oczu, z obnażonemi zębami... a najbardziej lękał się pustej trumny.