— A wrócą oni choć kiedy?
— Wróci, wróci; właśnie pisze, że jeszcze interesu nie załatwił, ale ku wiośnie, przy pomocy Boskiej, stanie z powrotem w Zalesiu.
— Ku wiośnie... — rzekł chłopak z westchnieniem.
— Doczekasz, mój kochany; ani się obejrzysz, jak przy pracy i nauce czas ci szybko uleci, jak na skrzydłach. Czy nie potrzebujesz ty czego, Jasiu?
Chłopak wielkie oczy zrobił.
— Ja?
— No tak. Może ci braknie co do ubrania, może ci się buciny podarły.
— Odzienia mam dosyć, proszę księdza kanonika, ale buty pod zimę toby się i przydały.
— No, to też powiedz Wawrzenieckiemu, żeby, jak będzie jechał do miasteczka, wziął cię ze sobą i żeby Kręgielski, szewc, zrobił ci buty porządne, juchtowe, na miarę. Ja zapłacę... tylko mi tandety żadnej nie kupować, bo pieniędzy szkoda! Nie dziękuj mi, nie. Ja nie ze swoich płacę, tylko z tych, co Piotr, odjeżdżając, na twoje potrzeby u mnie złożył. Poczciwego człowieka za opiekuna Bóg ci zesłał, mój Jasiu. Staraj się też odwdzięczyć Piotrowi, mój chłopcze...
— Chciałbym ja, ale cóż mogę?
— Bądź dobrym, pilnym, przykładaj się do pracy — a kto wie, może, gdy stary Piotr będzie chory i niedołężny... a ty już potrafisz zapracować na kawałek chleba, kto wie, czy się wtenczas nie odwdzięczysz staremu? Tak, moje dziecko, powinno być przynajmniej.
Strona:Klemens Junosza - Dziadowski wychowanek.djvu/45
Ta strona została skorygowana.