Strona:Klemens Junosza - Dziadowski wychowanek.djvu/46

Ta strona została skorygowana.

— I tak będzie, — szepnął Jaś, — aby tylko Bóg miłosierny dopomógł i dał moc.
— Bóg, mój Jasiu, daje zawsze moc tym, którzy chcą iść drogą uczciwości i pracy. No, teraz idź na wieś, masz czas wolny, możesz sobie trochę wypocząć, lub pobiegać — należy ci się to.
— Idę już, księże kanoniku.
— A dokąd pójdziesz?
— Do Stępniaków wstąpię, do Magdy zajrzę. Do kogóżbym poszedł, jak nie do nich?
To rzekłszy, Jaś pobiegł ku wsi — ksiądz sam na ganku pozostał.





V.

Budziła się ziemia ze snu zimowego. Słońce przygrzewało, śniegi stopniały, zazieleniły się łąki i pola, drzewa puściły pączki. Biała brzezina pokryła się zielonemi listkami, z wierzby już można było fujarkę wykręcić — i kwiatuszki drobne, wiosenne, wychylały się już z pomiędzy trawy.
Wesoło świegotało ptactwo. Szare skowronki ważyły się w powietrzu, jaskółki uganiały się nad wodami, bociany już do gniazd swoich przyleciały z klekotem...
Po polach chłopi orali, za każdym pługiem wrony szły, pędraki ze świeżej roli zbierając — po pastwiskach i lasach bydło klekotkami dzwoniło,