o trzy mile daleko. Nazajutrz, skoro świt, powlokłem się do Osin, do księdza.
— Ha, tam był ojciec Marcin. Czy też żyje jeszcze?
— Żyje, żyje, księże kanoniku; staruszek, co prawda, ale rzeźki, jeszczeby młodego przeskoczył.
— Właśnie ten sam, na pierwsze spojrzenie zda się ostry, ale jak przemówi, to zaraz poznać, że bardzo łagodny człowiek.
— Poszedłem wprost do niego na plebanję i opowiedziałem mu swoją przygodę. Wysłuchał i zaczął szukać w księgach.
— Akt w księgach znaleźć łatwo.
— Nie bardzo. Naprzewracał się ów proboszcz nie mało ksiąg, aż nareszcie trafił na to, co potrzeba. Akuratnie, powiada: jest ...„Budnik Pankracy, stolarz, Szaraczkówna Aniela, panna, córka gajowego, przy ojcu“. Ucieszyłem się, że choć coś niecoś mam. Ksiądz kazał mi się zatrzymać i mówi: skoro ci o dziecko chodzi, weź od wszelkiego wypadku wypis. Za parę godzin był papier gotów, pokłoniłem się księdzu, podziękowałem i poszedłem dalej. Kawał drogi do owego miasteczka za Płockiem... Doszło się jakoś; ale z dopytaniem trudniejsza sprawa. Wiadomo, że w miasteczku inszego narodu niema, tylko żydzi i mieszczanie. Żydzi, jak ich pytałem, zaraz zaczęli między sobą szwargotać: a na co? a po co? a jaki ja interes mam? A mieszczanie znów nie bardzo ze mną gadać chcieli; jednakże jakoś wyszperałem, przewiedziałem się. Powiadają, był taki stolarz, żonę miał
Strona:Klemens Junosza - Dziadowski wychowanek.djvu/70
Ta strona została skorygowana.