młodą i tu im dziecko przyszło na świat, — niby Jaś...
— A rodzice?
— Dobadałem tylko tyle, że on, niby Pankracy, z pozłotnikami do spółki poszedł do nowego kościoła ołtarze stawiać, był tam na robocie coś z kwartał, aliści mu się zła przygoda stała, bo spadł z rusztowania i potłukł się szkaradnie, że go aż pono do szpitala zawieźli bez duszy. Jak skoro do niej, niby do żony, przyszło pismo, że takie nieszczęście padło na jej męża, tedy, nie myśląc wiele, zostawiła swoje biedne gospodarstwo na Boskiej opiece i, zabrawszy dziecko na ręce, poleciała nieboga do męża. Widać, jak ja sobie teraz miarkuję, zapomniała, jak się ta kościelna wieś zwała, czy przekręciła nazwę, czy może w żałości i frasunku tak się jej całkiem w głowie zmąciło: dość, że szła bez pamięci, aż do Zalesia naszego zaszła i tu jej się zmarło...
— Bardzo to prawdopodobne...
— I nie inaczej, księże kanoniku, tylko tak. Przecie owa książka nabożna to znak najlepszy. Któżby nosił jej książkę? Tedy, niedługo popasałem w onem miasteczku. Wyjąłem metrykę Jasia i poszedłem dalej.
— I dokąd-że poszedłeś, człowiecze? Szukać onej wsi, co niewiadomo, gdzie jest, i niewiadomo, jak się nazywa? co?
— Nie, poszedłem szukać mego siostrzeńca, Jasia ojca. Nowy kościół pod Częstochową; majster spadł z rusztowania przy budowie: dość mi
Strona:Klemens Junosza - Dziadowski wychowanek.djvu/71
Ta strona została skorygowana.