zem. Rozumieli się, pomimo różnicy wieku, i zawsze mieli o czem mówić.
Już się ściemniało, gdy z obfitym połowem do domostwa Stępniaka wrócili.
∗
∗ ∗ |
Jakoś w rok po opisanych zdarzeniach zmarł w Zalesiu dziadek kościelny, stary Wojciech. Piotr z Jasiem wykopali dół na cmentarzu, między krzakami pachnącemi, i Wojciech legł w tym grobie na sen wiekuisty.
Kiedy pogrzeb się skończył, kanonik zawołał Piotra i rzekł:
— Mój kochany Piotrze, gdzie ja będę dziada szukał? Mogę trafić na jakiego pijaka, — choć i nieboszczyk za kołnierz nie wylewał, — albo na łotra, i, zamiast pożytku i posługi, będzie tylko kłopot i zmartwienie.
— Toć prawda, księże kanoniku.
— Otóż, mój Piotrze, mnie się zdaje, że dla ciebie to akurat miejsce. Jesteś człowiek poczciwy i trzeźwy — zdrowie ci jeszcze służy jako tako, sądzę więc, że zechcesz ostatek sił w pracy, w posłudze przy domu Bożym, i wreszcie obok wnuczka twego, przepędzić. Cóż myślisz o tem, mój stary?
Piotr księdzu do kolan się schylił.
— Wielmożny księże kanoniku, — rzekł, — już dla mnie lepszej służby nie szukać, boję się tylko, czy potrafię spełnić wszystko, jak należy.