Strona:Klemens Junosza - Dziadowski wychowanek.djvu/78

Ta strona została skorygowana.

Po wieczerzy Piotr z gospodarzem bardzo długo rozmawiał.
Odeszli kawałek poza dom, na miejsce, w którem łączka przytykała do pola, zapalili fajki i usiedli nad rowem. Piotr opowiadał, jako Jasiowi będzie już niedługo dobrze — i że już na głowie nie ma innego kłopotu, prócz tego, żeby swemu wychowańcowi dobrej żony wyszukać.
Jan śmiał się.
— A toć, — powiada, — dzieciak! gdzie jemu o żonie myśleć? Przecież niedawne czasy, jak gęsi pasał!
— Zdaje się wam, bo zdaje, mój Janie. Lata lecą, jak ptaki, skrzydła mające. Sami powiadacie, że niedawno Jaś za gęsiami ganiał, a oto dziś już w kościele na organach wygrywa. Ani się obejrzycie, jak mu się wąsy wysypią.
— No, to wtenczas będzie sobie żony szukał. Mało to dziewek na świecie!
— Ej, Janie, Janie! skoro z wami o tem mówię, to znaczy, że cości miarkujecie, jeno nie chcecie się przyznać. Powiadacie, że dziewek na świecie dość, ale dziewka dziewce nie równa. Jedna będzie próżniak, druga kłótnica, trzecia nie gospodyni, insza tylko za tańcami.
— Wiadomo, aby tylko na skrzypcach zadudnił, insza z łańcucha się urwie...
— Toż mnie o to głowa boli, żeby Jaś co dobrego dostał i familji porządnej, z domu dobrego... Doczekam, albo i nie doczekam tego czasu, ale umarłbym spokojnie, gdybym wiedział, że waszej Magdy