Podobno z dawnym dziedzicem skądś przywędrował. Póki dawny dziedzic żył, Piotr we dworze służył przy koniach, a po śmierci dziedzica, gdy krewni jego majątek objęli, w służbie już być nie chciał. Na komornem u jego gospodarza osiadł i żył, a taki był wszystkim ludziom przydatny, taki dla każdego usłużny i dobry, że się wszyscy przyzwyczaili do niego i polubili go.
Ciężarem nikomu nie był, bo na kawałek chleba zapracował, od ludzi żadnych łask nie żądał, owszem, często sam biedniejszego poratował i wspomógł.
Choćby owego Jaśka.
Cała to historja o tym chłopcu.
Temu lat piętnaście, albo i więcej, o wiośnie, tak, o wiośnie, bo już nad polami świegotały skowronki i świeżo odwalone skiby aż się czerniły ku słońcu, a już nawet i bociany klekotały w stodołach — jednego dnia przywlokła się do wsi kobiecina uboga, zmizerowana, blada — skóra i kości.
Na plecach miała tobołek, a na ręku dziecko małe, co najwyżej roczne, a takie marne i wątłe na zdrowiu, jak i ona.
Poszła tedy zaraz do pierwszej z brzegu chałupy, prosiła, żeby jej gospodyni trochę mleka sprzedała i pozwoliła przenocować pod dachem.
Nadszedł i gospodarz sam, Jan Stępniak, bogaty chłop. Nadszedł z Piotrem.
Zaczęli ową kobiecinę pytać: co za jedna? skąd? dokąd idzie? co ją do Zalesia przygnało?
Strona:Klemens Junosza - Dziadowski wychowanek.djvu/9
Ta strona została skorygowana.