wéj alei, ogród napełnił się gwarem, nawet ciotka Krochmalska opowiadała starszym paniom coś tak zabawnego, iż te śmiały się na cały głos. O ile sobie przypominam, była to mowa o wielkim białym kogucie, który miewał fanaberye i grymasy, o jakich ani się śniło filozofom.
Józia nuciła półgłosem jakąś wesołą piosenkę, patrzyła czy prędko ulubione jéj lipy rozwijać się zaczną, to znów szeptała coś któréj z panien do ucha, a śmiech dźwięczny rozlegał się po całym ogrodzie.
Dziadek rozmarzony był trochę. Raz na rok, w uroczystym dla całéj rodziny dniu św. Józefa, sam chodził do piwnicy i przynosił kilka flasz zapleśniałych z zapasu, który dziadkowie tego dziadka gromadzili.
Ożywczy, stary a odmładzający napój, rozgrzał mu piersi. Starowina był w szczególném usposobieniu. Czuł się młodym, radby do zacnego swego serca przytulić świat cały, otarłby wszystkie łzy, przebaczył wszystkim wrogom, a cóż dopiero uczyniłby dla tych, których kochał...
Gdybyż mógł dostać ręką do nieba, czy nie wziąłby ztamtąd gwiazd dla swéj wnuczki? czy nie oddałby jéj z ochotą téj resztki dni jaka mu pozostała na świecie, aby jéj tylko szczęście zapewnić.
Zdawało mu się, że to szczęście już niedalekie, że tuż właśnie, obok niego kroczy człowiek, któremu z ufnością, z zupełną wiarą, będzie mógł oddać istotę, którą całém niewystygłém w burzliwych przejściach życia sercem ukochał.
O! bo nie wierzcie wy temu, że tylko młody kochać potrafi; są serca co już długo biły i nieraz krwią się oblewały w życiu, są piersi skołatane jak okręt co burze liczne przebywał i rozdzierał się o skały podwodne, ale w tych piersiach, w tych sercach, ileż
Strona:Klemens Junosza - Dzień ś. Józefa.djvu/9
Ta strona została uwierzytelniona.