Strona:Klemens Junosza - Filantropka.djvu/7

Ta strona została uwierzytelniona.

Zresztą, o czem tu mówić, nie potrzeba być nawet wdową, żeby znać różnicę piękności klassycznej nad romantyczną.
Wiadomo całemu światu, że nos długi, i poważny, nazywa się nosem; gdy tymczasem romantyczny, zadarty, zaledwie noskiem nazwać się godzi.
Pani Piotrowa wiedziała o tem lepiej, aniżeli świat...
Przebierała palcami krucze kędziory Walentego, który przed nią klęczał, szeptała mu do ucha słowa miłości, i niedowierzała swemu szczęściu...
— Ale ty nie kłamiesz, aniołku? mówiła głosem drżącym, ty mnie kochasz na prawdę.
— Jak cię kocham Idolko... czy żądasz dowodu? kiedy... w naszem cichem ustroniu...
— O tak! w ustroniu... aby tylko w ustroniu, — wyjedziemy na wieś... bo w mieście obawiałabym się o ciebie ty bałamucie!
— Oj ty filutko... filutko... miałażbyś być zazdrosną...
— Nie... ale na wieś wyjedziemy koniecznie, jeżeli mnie kochasz! Oto masz tutaj sto tysięcy, kupuj wioskę co prędzej, urządzaj gniazdo... powracaj... a twoja synogarlica z utęsknieniem wyglądać będzie powrotu swego gołąbku...
— Nie ma poświęcenia, któregobym nie uczynił dla ciebie... dla ciebie moja... ty, ty... ty.
Nie dokończył, a kiedy gorące spojrzenie wdowy spoczęło na jego oczach pełnych radości, już pugilares gruby spoczywał w jego kieszeni; a za dwie godziny kurjerski pociąg kolei Warszawsko-Wiedeńskiej uno-