— Wiedzą sąsiedzi jak kto siedzi... wiemy czem się Sikora trudni... Czy go kto widział kiedy przy robocie, jak gospodarza, żeby orał, bronował albo młócił... Żebym tak spuchł, jeżeli ten chłop bierze kiedy cepy do garści... Nocą tylko myszkuje jak borsuk, zwierzynę niszczy, drzewo kradnie, i dopieroż, z kochanym Abramem w handelek się bawi... Abram też znany cygan jest, kradzione kupuje, to właśnie jakoby sam kradł...
— Ja bardzo proszę prześwietnego sądu, — odezwał się Abram, — całe to paskudne gadanie żeby było zapisane... Ja pana Barnabego będę skarżył o potwarz...
— Dość — rzekł sędzia; — Mateusz Sikora, czy masz jeszcze co do powiedzenia?
— Mam.
— Więc mów.
— A to dopraszam się łaski prześwietnego sądu, żeby tego pijaczynę ekonoma i Kogucińskiego wsadzić do kozy za bałamucenie sądu i spokojnych ludzi, jako że każdy ma swoje zatrudnienia.
— To nie należy do sprawy, — mruknął sędzia, i wraz z ławnikami opuścił salę.
— Poczekaj, kochany Mateuszku, — rzekł Barnaba, — wnet się o swoim losie dowiesz...
Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/106
Ta strona została skorygowana.